Zaniedbałam was ostatnio, przyznaje się i obiecuje szybką poprawę. Relacji z wyścigu o GP USA w tym tygodniu niestety nie będzie. Nie udało mi się pooglądać wyścigu w całości, od początku do końca. Dlatego nie chce wypowiadać się o czymś czego nie widziałam. Nie wiem też, jak będzie za tydzień. Wieczorowa pora zdecydowanie mi nie sprzyja. Będę się bardzo starać, bo to już ostatni wyścig. Po raz pierwszy od wielu lat losy mistrzostwa rozegrają się na Interlagos. To kolejny dowód na to jak wspaniały, pasjonujący i absolutnie nieprzewidywalny był ten sezon. Szkoda byłoby stracić ten najważniejszy moment. Póki co, do niedzieli daleko, zobaczymy.
Przejście choć fragmentu Orlej Perci od zawsze było moim wielkim marzeniem. Wiedziałam jednak, że jest to szlak, który wymaga przygotowania, doświadczenia i obycia z górami. Po kilku latach wędrówek po niższych szczytach wreszcie nadszedł ten moment. Obaw było mnóstwo. Była to nasza pierwsza przygoda z Orlą Percią. No właśnie. Pierwsza, a już wybraliśmy sobie najtrudniejszy jej odcinek. Byliśmy wcześniej na Kościelcu, na Świnicy, przeszliśmy Żleb Kulczyńskiego. Tak więc pewne doświadczenie mieliśmy, ale czy wystarczające?
Zacznijmy jednak od początku. Udało mi się znaleźć całkiem fajny plan szlaku. Wstawiam go więc poniżej, spoglądajcie na niego w czasie dalszej lektury.
źródło mapy
Nasza przygoda jak zwykle rozpoczyna się wcześnie rano. Wstajemy jeszcze przed świtem. Za oknami jeszcze ciemno, ale wszystko wskazuje na to że pogoda nam dopisze. Przed nami kilkanaście godzin wędrówki, więc nie ma czasu do stracenia. Jemy śniadanie, pakujemy plecaki i wyruszamy. Kilka godzin później jesteśmy już powyżej Czarnego Stawu Gąsienicowego. Pogoda jest wspaniała, wręcz idealna na Orlą. Jesteśmy w całkiem niezłej formie więc wędrujemy dalej dobrze znaną nam już drogą. Tuż przed Zmarzłym Stawem szlak rozgałęzia się na lewo w stronę Koziej Dolinki i na prawo w stronę Zawratu. Oczywiście skręcamy w prawo, górą obchodzimy Zmarzły Staw i dalej wchodzimy po skalnych stopniach.
Zmarzły Staw widziany ze szlaku na Zawrat
Ponownie Zmarzły Staw, kilkanaście minut później
Po kilkunastu minutach zaczynamy wspinaczkę, którą znacznie ułatwiają nam łańcuchy i klamry. Nie jest bardzo trudno, ale łatwo też nie. Miejscami trzeba wysoko podnosić stopy i podciągać się na łańcuchach. Szlak wymaga skupienia i uwagi, jak zwykle przy wspinaczce po łańcuchach. Ekspozycja miejscami jest spora, ale powiem wam szczerze, że tego dowiedziałam się później. Nie boję się wysokości i nie zwracam uwagi na ekspozycję. Na koniec jeszcze krótki kominek i już jesteśmy na Zawracie.
Widoki już są cudowne, a to dopiero początek
Na zdjęciu widoczny szlak na Zawrat od strony Doliny Pięciu Stawów
Widoki ze szczytu przecudowne, ja jednak ciągle myślę o tym co będzie dalej. Od Zawratu rozpoczyna się już Orla Perć. W mojej głowie mnóstwo wątpliwości. Czy na pewno dam radę? Chwila odpoczynku i wędrujemy dalej. Początkowo bez większych trudności, granią dochodzimy na Mały Kozi Wierch. To chyba jeden z najbardziej urokliwych etapów. Orlą Perć w większości pokonuje się trawersem. Odcinków graniowych jest niewiele. Przystajemy więc na chwilę aby móc nacieszyć się wspaniałymi widokami.
Dalej jest już tylko trudniej. Schodzimy do Zmarzłej Przełączki Wyżniej. Tutaj czeka nas trudne przejście nad przepaścią po wąskiej półce skalnej, ale łańcuchy znacznie ułatwiają to zadanie. Z przełączki musimy przejść na północną stronę grani. Początkowo szlak schodzi w dół Żydowskim Żlebem, zwanym Honoratką. To jeden z trudniejszych odcinków. Nie ma przepaści jako takiej, ale trasa jest bardzo wąska, dosłownie na jeden but. Ubezpieczamy się łańcuchami i bardzo ostrożnie stawiamy każdy krok. Skupienie jest ogromne, jednak bez problemu każdy z nas znajduje miejsce na nogi. Skały często są wilgotne i śliskie co stwarza dodatkowe niebezpieczeństwo. Następnie przechodzimy na o wiele bardziej przyjazny, ale już eksponowany trawers zbocza Zmarzłych Czub. Bez większych niespodzianek trawers prowadzi nas z powrotem na grań niższej z dwóch turni Zmarzłych Czub.

Żydowski Żleb zwany „Honoratką” źródło zdjęcia
Póki co, nie jest najgorzej. Cały czas jednak głowę zaprząta mi myśl o tej nieszczęsnej drabince. Wiem, że to już nie daleko. Boję się, bo nie wiem jak zareaguje na jej widok. Czas nas goni, musimy iść dalej.
Teraz przy pomocy łańcuchów schodzimy przez olbrzymie płyty skalne położone w grani Zmarzłych Czub. Ten etap podoba mi się najbardziej. Mocno chwytam łańcuch, obracam się tyłem, zapieram się nogami i powoli opuszczam się w dół po skalnej płycie. Wspaniałe uczucie. I ta przestrzeń dokoła! Tych emocji po prostu nie da się opisać. Teraz stromą ścianą schodzimy na Zmarzłą Przełęcz. Następnie czeka nas jeszcze trawers Zmarzłej Turni.
No i dochodzimy to tego najtrudniejszego momentu. Za Zmarzłą Turnią jest już Kozia Przełęcz. Cały problem polega na zejściu do przełęczy za pomocą pionowej, zupełnie odsłoniętej drabinki. Tego etapu bałam się najbardziej. Zresztą chyba nie tylko ja. Słynna drabinka budzi wiele emocji. Do tego stopnia, że już pod koniec trawersu zboczem Zmarzłej Turni słyszmy głośne krzyki. Wszyscy już wiemy co jest przed nami.
Siadam na chwilę na skale, muszę odpocząć, pozbierać myśli. Najgorsze, że drabinka nie kończy się półką skalną, a przepaścią. Półka zejściowa jest umiejscowiona obok i trzeba do niej dojść asekurując się łańcuchami. Tego dojścia właśnie boję się najbardziej. Czas zmierzyć się z wyzwaniem. Podchodzę do przepaści, spoglądam w dół. Drabinka wcale nie jest taka długa, a półka zejściowa jest tak duża, że nie można na nią nie trafić.
Chwytam się mocno skał i pewnie stawiam pierwszą stopę na szczebelku. Drugi but stawiam trzy szczebelki niżej. Nie jest tak strasznie, myślę sobie. Choć do dzisiaj nie wiem czy to moje nogi tak bardzo się trzęsły, czy to drabinka. Powoli, jedna noga za drugą. Po kilku stopniach już się nie boje. Chwilę później drabinka jest już za mną. Moja radość jest przeogromna. Teraz już nic mnie nie powstrzyma!

Wygląda strasznie? Nic bardziej mylnego. Prawda jest taka, że to najprostszy element Orlej. Naprawdę nie wiem skąd wzięły się te wszystkie mity o strasznej drabince. Tak czy owak, czas je obalić!
źródło zdjęcia
Na dzisiaj to już koniec. Ciąg dalszy wkrótce.