Wakacje w Formule 1 zakończyły się kilka tygodni temu. U mnie nieco się przedłużyły. GP Singapuru to chyba najlepszy moment, aby powrócić do pisania. Tegoroczny sezon jest naprawdę wyjątkowy. Mamy sześć wyścigów do końca sezonu, a losy tytułu mistrzowskiego są ciągle nieznane. Po wczorajszym wyścigu można powiedzieć, że walka zaczyna się od nowa. I zupełnie nie wiadomo jak dalej się potoczy.
Kto zostanie mistrzem? Odpowiedź na to pytanie jest najpiękniejsza z możliwych – nie wiadomo! Po wczorajszym zwycięstwie Nico Rosberg odzyskał prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Przewaga jest niewielka, bo to zaledwie 8 punktów. Jednak to już trzecie zwycięstwo Niemca pod rząd. Determinacja jest duża. Rosberg nie ma na swoim koncie ani jednego tytułu mistrzowskiego. Po chwilowym kryzysie dobra passa powróciła. Tytuł jest blisko i walka będzie zacięta.
Lewis Hamilton to trzykrotny mistrz świata. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia. Kierowca już nie raz powtarzał, że jeśli w tym roku uda się zwyciężyć, to będzie to najcenniejsze mistrzostwo. Nic dziwnego, bo ten sezon nie jest łaskawy dla Anglika.
No cóż zapowiada się zacięta rywalizacja prawdopodobnie aż do ostatniego wyścigu. To cieszy najbardziej. Mimo, że od kilku sezonów Mercedes nie ma sobie równych, to jednak walka pomiędzy kierowcami w zespole jest emocjonująca.
Jeśli chodzi o klasyfikację konstruktorów to kwestia wygranej jest dawno przesądzona. Ciekawie natomiast zapowiada się walka o pozostałe stopnie podium. Po świetnym początku Ferrari osiadło na laurach. Do walki powrócił Red Bull. Co z tego wyniknie? Zobaczymy.
Cieszy również nad wyraz dobra forma McLarena. Są jeszcze problemy, z którymi zespół ciągle nie może sobie poradzić. Postępy widać jednak gołym okiem. Może jestem zbyt dużą optymistką, ale widzę Fernando Alonso na podium w przyszłym sezonie.
Z powakacyjnych niespodzianek. Po tym sezonie żegnamy się z Felipe Massą. Również przyszłość Jensona Buttona jest niepewna, póki co kierowca zapowiada rok przerwy.
