GP Chin i GP Bahrajnu

                   Kolejne dwa wyścigi już za nami. Sezon upływa nam błyskawicznie. Następny wyścig już w Europie. A tu wiadomo, rywalizacja zaczyna się od nowa. Choć i teraz jest przecież bardzo ciekawie.

Zacznijmy od GP Chin, bo w zeszłym tygodniu nie udało mi się nic napisać. Wyścig bardzo pozytywny. Mercedes wyraźnie wyciągnął wnioski i pokazał Ferrari kto tu rządzi. Czerwone bolidy nie miały szans w starciu z Mercedesem. Mały sukces zaliczył też McLaren. To był pierwszy wyścig ukończony przez obydwu kierowców. Co prawda bez punktów, ale wszystko przed nami. Piękną jazdą zaskoczyli ponownie debiutanci.

W Bahrajnie ponownie Lewis Hamilton nie miał sobie równych. Pewne prowadzenie od startu do mety to już standard w wykonaniu Brytyjczyka. Jedyne co martwi, to postawa Nico Rosberga. Niemiec wyraźnie się poddał. I właściwie nie wiadomo dlaczego. Rywalizacja o mistrzostwo dopiero się rozkręca. Szkoda, bo brakuje mi trochę walki na linii Hamilton – Rosberg.

źródło zdjęcia

Bardzo duże zaskoczenie sprawił nam Kimi Raikkonen. Fin wyraźnie wreszcie się obudził. Drugie miejsce i wielki apetyt na więcej. Brawo, na to czekaliśmy. O drugim kierowcy Ferrari, nie mogę się już wypowiedzieć tak pozytywnie. Przy takiej ilości błędów popełnionych przez Sebastiana Vettela, piąte miejsce to i tak dobra lokata.

McLaren znów mały krok do przodu. Jenson Button niestety nie wystartował w wyścigu. Jednak Fernando Alonso spisał się znakomicie, kończąc wyścig tuż za punktowaną dziesiątką. Nie wiem jak wy, ale ja wierzę w to, że Fernando pokaże jeszcze na co go stać. Postępy McLarena widać w każdym wyścigu. Prace na pewno zajmą zespołowi jeszcze jakiś czas. Liczę jednak na dobrą końcówkę sezonu. I na mistrzostwo w przyszłym roku.

Po raz kolejny rozczarowuje Red Bull. Silnik Renault spisuje się gorzej niż Honda. Nie pałam wprawdzie wielką sympatią do zespołu z nazwą napoju energetycznego, ale strata dwóch zespołów. No, to nie brzmi rewelacyjnie. Nie wyobrażam sobie jeszcze bardziej okrojonej stawki.

To teraz nie pozostaje nam nic innego jak czekać na GP Hiszpanii. Przerwa będzie nieco dłuższa. Mam nadzieję że po niej zobaczymy jeszcze więcej wspaniałej rywalizacji na torze.

GP Malezji

               Ciągle jeszcze przecieram oczy ze zdumienia i nie wierzę. Wreszcie stało się to, na co czekaliśmy od 5 lat. Nie potrafię tylko zrozumieć w jaki sposób. Jak w tak krótkim czasie można zbudować zespół od nowa, a do tego ze wspaniałym bolidem.  Jednak skoro tak, to dlaczego nie stało się to wcześniej. Dlaczego Fernando Alonso musiał zmarnować 5 lat swojej kariery, aby zespół wreszcie zrozumiał błąd. Bardzo chciałabym się cieszyć powrotem Ferrari do czołówki. To mój ulubiony zespół, legenda F1. Niestety nie potrafię. I nie zmieni się to do póki za kierownicą czerwonego bolidu będzie siedział Sebastian Vettel. A tak na marginesie to ciekawa jestem, jak rozegra się wewnętrzna rywalizacja w Ferrari. W Malezji wyraźnie strategia ułożona była pod Vettela. Jeśli to się powtórzy, to niech zespół nie myśli ze Kimi Raikkonen będzie siedział cicho.

źródło zdjęcia

McLaren ciągle na końcu stawki. Choć trzeba przyznać, że było lepiej nić w pierwszym wyścigu. Kierowcy byli już w stanie nawiązać rywalizację z resztą stawki. Niestety ostatecznie żaden z kierowców wyścigu nie ukończył. Mimo to nadzieja jest. Być może ten sezon trzeba będzie poświęcić. Ale w przyszłym, jestem pewna że McLaren pokaże na co go stać.

Wielką wpadkę zaliczył Mercedes. Zespół wyraźniej nie był przygotowany na rywalizację z jakimkolwiek zespołem. Zero strategii. Ferrari nie mogło tego nie wykorzystać.

Po raz kolejny nie zawiedli tegoroczni debiutanci. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że młodzi kierowcy na torze zawsze oznaczali zamieszanie i kolizje. A tu taka miła niespodzianka.

Podsumowując, wyścig arcyciekawy. Zupełnie nie ułożył się po mojej myśli, ale to tylko moje odczucia. Oby więcej takich wyścigów.

GP Abu Dhabi, podsumowanie sezonu

                       Rywalizacja o tytuł mistrzowski została rozstrzygnięta w ubiegły weekend. Dzisiaj czas na krótkie podsumowanie. Jest o czym pisać, bo był to jeden z lepszych, a kto wie czy nie najlepszy sezon F1 jaki miałam okazję obserwować.

Początkowo nie zapowiadało się tak dobrze. Po czterech latach dominacji Sebastiana Vettela i zespołu Red Bull wszyscy byliśmy już znudzeni. I mało kto miał nadzieję, że cokolwiek może się w najbliższym czasie zmienić. Nie ma przecież w F1 konstruktora nad Adriana Neweya, nierozerwalnie już chyba związanego z Red Bullem. Aż tu nagle pojawiła się iskierka nadziei. Zmiany w regulaminie i przede wszystkim nowe silniki V6 turbo. Już pierwsze testy wskazywały na to, że rozkład sił w F1 uległ totalnej zmianie. Olbrzymie problemy Red Bulla, praktycznie aż do samego GP Australii zwiastowały zmiany.

I tak też się stało. Już od samego początku niesamowicie wysoką formę prezentował Mercedes. Poprzeczka już w pierwszym wyścigu została postawiona bardzo wysoko. Nie licząc małych potknięć, zespół trzymał poziom przez cały sezon. Gdyby nie problemy z niezawodnością bolidu, które bardzo umiejętnie wykorzystywał Daniel Riccardo, nie byłoby zespołu, który byłby w stanie pokonać Mercedesa.

Można by powiedzieć, że z dominacji Red Bulla, wpadliśmy w dominację Mercedesa. W pewnym sensie tak, ale nie do końca. Za czasów Red Bulla mieliśmy nie tylko dominację zespołu, ale też i kierowcy. Naprawdę nie ma nic gorszego dla F1. Ubiegły sezon obfitował natomiast w niespodzianki i niesamowitą rywalizację, a wszystko za sprawą dwóch panów, Lewisa Hamiltona i Nico Rosberga. Bardzo pozytywna była także postawa zespołu, który postanowił nie ingerować w walkę między kierowcami. Wszyscy czekaliśmy, aż zespół zmięknie i wyznaczy kierowcę numer jeden. Tak się jednak nie stało. Rosberg i Hamilton zmieniali się na prowadzeniu. Walka była bardzo wyrównana, a co najważniejsze uczciwa (no może poza jednym bardzo kontrowersyjnym momentem). Podwójne punkty w Abu Dhabi sprawiły, że potyczka o tytuł rozstrzygnęła się na mecie ostatniego wyścigu sezonu. Wygrał Lewis Hamilton. To już drugie mistrzostwo w karierze kierowcy. Zdobyte jednak w zupełnie innym stylu. Na przestrzeni ostatnich kilku lat byliśmy świadkami wielkiej metamorfozy Lewisa Hamiltona. Rozkapryszony, wybuchowy, niezwykle szybki, ale też popełniający wiele głupich błędów młodzieniec stał się dojrzałym, doświadczonym, nadal szybkim, ale już bezbłędnym mistrzem.

źródło zdjęcia

A Nico Rosberg? Chyba nie dojrzał jeszcze do tytułu. Mam nadzieję, że wyciągnie wnioski i w przyszłym roku z jeszcze większym zapałem przystąpi do rywalizacji. A my znów będziemy świadkami emocjonujących rozgrywek na torze.

W innych zespołach również dużo się działo przez cały rok. Przede wszystkim wielkie uznanie dla zespołu Sir Franka Williamsa. Po pasmie niepowodzeń zespół powrócił do rywalizacji w najlepszym stylu. I prawdę powiedziawszy, był to jedyny team który miał realne szanse na nawiązanie rywalizacji z Mercedesem. W tym roku jeszcze trochę zabrakło, ale jestem pewna że zespół nie spocznie na laurach i ciężko popracuje przez zimę.

Swoją współpracę z zespołem Red Bull wraz z początkiem sezonu rozpoczął Daniel Ricciardo. I niemal od razu zyskał sympatię wielu kibiców. Dał się poznać jako zawsze uśmiechnięty, bardzo pogodny i bardzo utalentowany kierowca. I nie przesadzą jeśli napiszę, że zupełnie przyćmił Sebastiana Vettela.

O formie Ferrari pozwolicie, że nie napiszę już nic więcej. Pięć lat kariery. Tyle stracił najlepszy obecnie kierowca w stawce, na współpracy z tym teamem. Wstyd. Najbardziej doświadczony i utytułowany zespół w historii F1. Marzenie wielu, jak nie wszystkich kierowców, aby na pewnym etapie kariery zasiąść za kierownicą bolidu Ferrari. I jakby tego wszystkiego było mało, do zespołu dołączył Sebastian Vettel. Przykro mi bardzo, bo to mój ulubiony zespół w F1. Teraz gdy Fernando Alonso odchodzi z Ferrari, ja pójdę za nim. Będę się jednak bacznie przyglądać pracy zespołu z Maranello. Może jeszcze nie teraz, ale za kilka sezonów Ferrari powróci do swojej świetności. Ja będę mocno trzymać kciuki żeby tak się stało. Nie ma przecież F1 bez Scuderii Ferrari!

źródło zdjęcia

                                       

GP Brazylii

               Przedostatni wyścig już za nami, a sprawa mistrzowskiego tytułu ciągle nie rozstrzygnięta. Właśnie tego brakowało mi w F1 przez ostatnich kilka sezonów. To oznacza, że GP Abu Dhabi będziemy oglądać w napięciu, bo jeszcze wszystko może się zdarzyć.

To był zdecydowanie udany weekend dla Nico Rosberga. Wygrane sobotnie kwalifikacje, a później bezbłędnie pojechany wyścig zwieńczony zwycięstwem. W efekcie przewaga Lewisa Hamiltona nieco zmalała. I może to i dobrze, bo tak jak już pisałam walka o tytuł będzie toczyć się do samego końca.Sam Lewis Hamilton nieco zmarnował swoją szansę. Tydzień temu wykorzystał błąd Nico, a wczoraj sam go popełnił. Gdyby nie wyjazd poza tor być może wyścig zakończyłby się inaczej.

Największym pechowcem wyścigu był niestety Daniel Ricciardo. Na skutek awarii przedniego zawieszenia, kierowca musiał zakończyć rywalizację w drugiej połowie wyścigu. Skoro jest największy pechowiec, to powinien być i największy wygrany. I tutaj bez chwili zawahania mogę wskazać Felipe Massę. To był wspaniały weekend dla brazylijskiego kierowcy. I nawet mimo kilku błędów, zakończony na podium. Wielkie brawa dla Felipe!

źródło zdjęcia

W Ferrari za to jak zwykle już bez fajerwerków. Kimi Raikkonen ciągle nie może się odnaleźć w nowym zespole i to niestety przekłada się na marne wyniki. Fernando Alonso, mimo tego że bardzo chce, stara się i walczy jak może, to z obecnym bolidem na niewiele to starcza. Tak więc przywykliśmy już, że nie wiele podczas wyścigów mówi się o Ferrari. Tym razem niespodziankę sprawili nam pod koniec sami kierowcy. Nie wiem jak wam, ale mi bardzo miło się oglądało rywalizację między czerwonymi bolidami. Ostatecznie wygrał Hiszpan, ale musiało się tak stać gdyż miał on lepsze opony.

Do GP Abu Dhabi zostały jeszcze niespełna dwa tygodnie. Nie wiem jak wy, ale ja już nie mogę się doczekać.

GP Rosji

                 GP Rosji to tegoroczny debiut w kalendarzu Formuły1. Tor wybudowany z wielkim rozmachem, bardzo nowoczesny. Stwarzający wielkie możliwości do wyprzedzania. Wydawać by się mogło, że wręcz idealny. Wyścig na nim powinien być emocjonujący, pełen walki i fascynujących manewrów wyprzedzania. To teraz zastanówmy się czy GP Rosji takie było. Nie wiem jak wy, ale ja jestem bardzo rozczarowana. Dla mnie wyścig był po prostu nudny. I sama nie wiem z czego to wynika. Być może z tego, że po ostatnich wydarzeniach niemal wszyscy kierowcy zdecydowali się na bardziej zachowawczą jazdę. I nie ma się co dziwić. Wypadek, do którego doszło podczas ostatniego wyścigu, wstrząsnął całym światem F1. Jules Bianchi ciągle walczy o życie. I niestety statystyki są raczej smutne. Ja ciągle wierzę, że będzie dobrze. Organizm takiego sportowca jest przecież znacznie silniejszy.

Powracając do wyścigu. Z całą pewnością mogę napisać, że był to wyścig Lewisa Hamiltona. Nico Rosberg wprawdzie próbował walczyć. Jednak niestety szczęście mu nie sprzyjało. Najpierw próba wyprzedzenia i przestrzelony zakręt, później z kolei problemy z samochodem. Nawet szaleńcza strategia i przejazd praktycznie całego wyścigu na jednym komplecie opon nie pomogła. Przewaga Lewisa zwiększa się. Jednak podwójne punkty podczas ostatniego wyścigu sprawiają, że walka nadal jest otwarta. W przeciwieństwie do klasyfikacji konstruktorów, gdzie losy tytułu są już przesądzone.

źródło zdjęcia

Jeśli chodzi o Fernando Alonso, to świetny start. Bardzo udany wyścig. Do momentu zjazdu do boksów, gdy cała przewaga wypracowana przez kierowcę, została zmarnowana przez zespół. Martwi mnie ta nieudolność zespołu. Sam Fernando nie wystarczy, gdy nie ma ani bolidu, ani precyzyjnej obsługi w boksach. W tej sytuacji ewentualne odejście Fernando z Ferrari byłoby może najlepszym rozwiązaniem.

Teraz czeka nas dłuższe rozstanie z F1. Kolejny wyścig, o GP USA za niespełna trzy tygodnie.

GP Japonii, FORZA JULES!

                          Zastanawiałam się czy napisać coś o niedzielnym wyścigu. Jednak co mam napisać gdy wydarzyła się taka tragedia. Jak zachwycać się formułą1, wyścigiem, rywalizacją na torze. Myśli wszystkich kierowców, ale także kibiców skierowane są w stronę Jules Bianchi. I niech tak będzie również na blogu. Trzymajmy mocno, najmocniej jak się da, kciuki za kierowcę, który walczy o życie. FORZA JULES!

źródło zdjęcia

GP Włoch

                  To był błyskawiczny wyścig. Wiadomo, Monza. Po ostatnich wydarzeniach wszyscy czekaliśmy, jak potoczy się rywalizacja między Hamiltonem a Rosbergiem. Pole position Hamiltona chyba nikogo nie zdziwiło. To kierowca o mocnym charakterze i wielkiej woli walki. Dobrze wiedzieliśmy, że zwycięstwa na Monzy nic nie jest w stanie mu odebrać. Były jednak chwile zwątpienia. Tuż po starcie, gdy Lewis spadł na czwartą lokatę. Szybko jednak wyprzedził rywali i znalazł się za tuż Nico. I tutaj Lewis nie miał wiele do zrobienia. Kilka głupich błędów rywala i kierowca był już na prowadzeniu. I dobrze, bo należało się Hamiltonowi. Wydaje się, że z całej tej sytuacji mimo wszystko zyskał Hamilton. Nie bez powodu mówi się że znacznie lepiej jest walczyć o pozycję, nić jej bronić. A Nico? Zyskał kilka punktów, ale stracił wielu fanów. Na podium we Włoszech znów został wygwizdany.

źródło zdjęcia

Mimo wszystko, to nie Mercedes błyszczał na Monzy. Tor idealnie przypasował Williamsowi. Druga linia w kwalifikacjach, największa prędkość maksymalna i w końcu podium Felipe Massy. Także Valteri Bottas mimo problemów przy starcie, spisał się znakomicie. To był bardzo udany weekend dla Williamsa.

I po raz kolejny nie mogę napisać tego o Ferrari. Bolid Fernando Alonso po raz pierwszy odmówił posłuszeństwa. I to akurat podczas domowego wyścigu. Honoru zespołu nie zdołał uratować Kimi Raikkonen. Dwa punkty, jak na Ferrari, to zdecydowanie zbyt mało.

Wyścig trzymał w napięciu do samego końca. Szczególnie emocjonujący był pojedynek w Red Bullu. Po raz kolejny zwyciężył Riccardo. No i gdzie ten wielki talent Vettela? Jak dla mnie gwiazdą sezonu jest właśnie Riccardo. A to dopiero początek. Ciekawa jestem jak dalej potoczy się pojedynek w Red Bullu.

Formuła1 żegna się z Europą. Za niespełna dwa tygodnie GP Singapuru.

GP Belgii

                 To kiedyś musiało nastąpić. Relacje na linii Hamilton i Rosberg, przynajmniej na torze, już dawno były napięte. Do tej pory zespół, nie faworyzując żadnego z kierowców, pozostawiając walkę otwartą, trzymał wszystko pod kontrolą. Jednak chyba każdy dobrze wiedział, że to nie potrwa wiecznie. Tylko czekaliśmy, aż ta równowaga zostanie zaburzona. No i stało się. Do pewnego przełomu doszło na torze Spa w ubiegłą niedzielę.

Do niedzielnego wyścigu z pole position ruszał Nico Rosberg, tuż obok niego był Lewis Hamilton. Niestety Rosberg start przespał i stracił pozycję na rzecz Hamiltona i Vettela. Dzięki błędom Vettela kierowcy Mercedesa szybko udało się odzyskać pozycję i przystąpić do walki z Hamiltonem. Już na drugim okrążeniu, próbując wyprzedzić Hamiltona, Rosberg otarł się o lewą tylną oponę w bolidzie rywala, co doprowadziło do jej uszkodzenia. Hamilton próbował jeszcze szans na torze, ale nie miało to najmniejszego sensu i kierowca postanowił zakończyć wyścig.

Wszystko byłoby w porządku. Zwykły incydent wyścigowy, gdyby nie wydarzenia które miały miejsce po wyścigu. Otóż Lewis Hamilton oświadczył dziennikarzom, że zagranie rywala było celowe. I wydaje się, że to prawda, gdyż nikt z zespołu jak do tej pory wyraźnie temu nie zaprzeczył. Nico tłumaczy się sprawami wewnętrznymi zespołu i nie wydaje się być specjalnie tym wydarzeniem przejęty. Toto Wolf, co prawda dość nieudolnie, ale próbuje tłumaczyć obu kierowców. Niki Lauda jest wyraźnie zawiedziony postawą Rosberga.

Jaka jest prawda? Pewnie nigdy jej nie poznamy, możemy tylko snuć domysły. Jestem ciekawa jak zmieni się sytuacja w zespole i jak rozwinie się dalsza rywalizacja. Już nie mogę się doczekać Monzy, bo na pewno będzie się działo.

Wyścig na torze Spa to też wielki sukces Daniela Riccardo, który po raz kolejny wykorzystał problemy Mercedesa. Trzecie zwycięstwo Red Bulla w sezonie i to wywalczone przez Riccardo, nie przez Vettela. Brawo i oby tak dalej!

źródło zdjęcia

Dobrze zaprezentował się też Kimi Raikkonen, czwarte miejsce przy obecnej formie Ferrari, to naprawdę świetny rezultat. Niestety Fernando Alonso tego weekendu nie zaliczy do udanych. Już przed startem dość śmieszny błąd popełnili mechanicy, którzy nie zdążyli na czas opuścić bolidu z podnośników. Karą obarczono oczywiście kierowcę. Później wyścig układał się nie najgorzej. Jednak na ostatnich okrążeniach Fernando najpierw został wypchnięty z toru przez Magnussena (kierowca otrzymał karę już po wyścigu), później w walce z Vettelem uszkodzone zostało przednie skrzydło. Wielki pech Hiszpana. Mam nadzieję, że na Monzy będzie lepiej.

GP Węgier i wygrana Kuby Giermaziaka

                     Kolejne Grand Prix za nami. Rozpieszcza nas Formuła1 w tym sezonie. Idealny wyścig, idealne podium i wielki apetyt na więcej. Aż szkoda, że kolejny wyścig dopiero za prawie cztery tygodnie.

Sobotnie kwalifikacje znów przyniosły sporo niespodzianek. Awaria w bolidzie Lewisa Hamiltona i kolejny start z końca stawki, a właściwie z alei serwisowej. Przykro było patrzeć na zawiedzionego kierowcę. Jednak spoglądając na ostatni wyścig, chyba każdy kibic dobrze wiedział co, to niepowodzenie zapowiada. Duża porcja walki na torze w niedziele. I tak też było. Lewis Hamilton po raz kolejny dał nam pokaz swoich umiejętności. Na podium znalazł się nie przez przypadek. Wielki talent, mistrzowska jazda, ale także twardy charakter i sprzeciwienie się zespołowi. To wszystko zaowocowało trzecim miejscem, choć przez chwile były szanse na więcej.

źródło zdjęcia

Zwycięstwo padło łupem Daniela Riccardo. Bez wątpliwości, młody kierowca bardzo zasłużył na ten sukces. Przede wszystkim wspaniała strategia, ale także bezbłędna jazda. Drugi kierowca zespołu Red Bull, po raz kolejny nie błyszczał. Zauważyliście, że w tym sezonie ogólnie niewiele słychać o Sebastianie?

Jeśli chodzi o Ferrari, to sama nie wiem co mam myśleć o zespole. Po sobotnich kwalifikacjach byłam bardzo zła na Ferrari. Jak można było popełnić taki błąd? Start Kimiego Raikkonena z końca stawki nie wróżył niczego dobrego. A przynajmniej nie na tym torze, gdzie wyprzedzanie jest bardzo trudne. Wyścig był jednak skomplikowany, a odrobina szczęścia pozwoliła Finowi na dowiezienie choć kilku punktów. Dla Fernando Alonso, bez wątpienia to był fantastyczny weekend. Drugie miejsce to wielki sukces. Mnóstwo punktów dla zespołu, lepiej być nie mogło.

Pod nieobecność Hamiltona w dalszych częściach czasówki, sprawa pole position była już rozstrzygnięta. Zdobył je oczywiście Nico Rosberg. Niestety Niemiec wyraźnie zagubił się w zmiennych warunkach na torze podczas wyścigu. Podium przeszło koło nosa. No i na koniec jeszcze sprawa Mercedesa. Bardzo długo zespół nie faworyzował żadnego z kierowców. Jednak teraz jakby coś się zmieniło. A świadczy o tym chociażby wyraźne team orders. Zespół oczywiście tłumaczy się trudnym wyścigiem i paniką w zespole. Sama nie czy w to wierzyć. Ciekawe jak rozwinie się rywalizacja między kierowcami Mercedesa w dalszej części sezonu.4

Zapomniałabym, a to przecież dla nas największy sukces. Tuż przed wyścigiem F1, kolejne zwycięstwo wywalczył Kuba Giemaziak (seria Porsche Super Cup)! Tym samym Polak umocnił się na pozycji lidera w klasyfikacji generalnej.

źródło zdjęcia

GP Niemiec

                  Właśnie dla takich chwil warto oglądać F1. Wyścig trzymał nas  w napięciu od startu aż do mety. Żal było nawet na chwilę wstać od telewizora.

Zacznijmy od największego pechowca, czyli Felipe Massy. Wspaniałe kwalifikacje dla Williamsa, wywalczone drugie i trzecie pole startowe. Wyścig zapowiadał się więc znakomicie. Niestety już na pierwszym zakręcie doszło do dramatycznie wyglądającego wypadku z udziałem Brazylijczyka. Tym samym weekend na Hockenhaimring dla Felipe Massy dobiegł końca. Kierowcy nic się nie stało, ale strasznie było nam przykro. Szkoda. Ogromnego pecha ma Felipe w tym sezonie. Mimo wszystko cieszy dobra forma Williamsa. Póki co jest to jedyny zespół, któremu udało choć trochę zbliżyć się do Mercedesa.

źródło zdjęcia

A Mercedes ciągle górą. I wiecie, co. Wcale mi to nie przeszkadza. Po prostu należy się, za ciężką pracę. Nawet problemy z hamulcami podczas sobotnich kwalifikacji, nie przeszkodziły zespołowi. Lewis Hamilton pechowo zakończył kwalifikacje już na etapie Q1. Każdy kto obserwuje jazdę Hamiltona, dobrze wiedział jak będzie wyglądał wyścig. Zapowiadała się fascynująca walka. I tak też było. Lewis Hamilton już po starcie rozpoczął szalony pościg. Nikt nie był w stanie mu przeszkodzić. A my mogliśmy podziwiać walkę najwyższej klasy. Ostatecznie Lewis awansował z 20 pola na miejsce 3. Rewelacja, tym bardziej że były takie momenty kiedy myślałam że to Lewis wygra. Ależ by była niespodzianka. Tak się nie stało. Wyścig wygrał Nico Rosberg. Tak czy owak zasłużenie.

źródło zdjęcia

Nie tylko Hamilton dostarczał nam sporych emocji. Niezwykle ciekawa była również walka między Ferrari, a Red Bullem. Choć bardziej poprawnie byłoby, że między Alonso. Tak wiem, narażam się ogromnej rzeszy fanów Kimiego. Jednak prawda jest taka, że Fin nie pokazuje kompletnie nic w tym sezonie. I nie można już tego tłumaczyć pechem, złym bolidem, strategią. Fernando jest w identycznej sytuacji, a jednak punkty regularnie dowozi.

Zauważyliście jak rzadko pisze się teraz o Sebastianie Vettelu. Wydawało się, że młody Daniel Riccardo zastąpi Marka Webbera w pełnym tego słowa znaczeniu. I niespodzianka. W tym sezonie Riccardo błyszczy, a Vettel pozostaje jakby w cieniu. Czterokrotny mistrz świata wyraźnie nie radzi sobie w gorszym bolidzie. Zastanawiające, prawda?

Już za tydzień Grand Prix Węgier, a później Formuła1 udaje się na wakacje.