To był bardzo emocjonujący weekend wyścigowy. I co najważniejsze, nie tylko za sprawą Formuły1. W sobotnich kwalifikacjach do wyścigu na torze w Monako pole position wywalczył Kuba Giermaziak (seria Porsche Super Cup). Także w niedzielę Polak nie zawiódł i odniósł pewne zwycięstwo. Sukces ogromny. Tym bardziej cenny, że po nieudanym ubiegłorocznym sezonie wielu ludzi zwątpiło (w tym ja, przyznaję się) w Polaka. Mam nadzieję, że ta wygrana to tylko początek sukcesów.
Pod względem emocji F1 także nie próżnowała. Walka w Mercedesie wyraźnie się zaostrza. Widać, że obaj kierowcy mają wielki apetyt na mistrzostwo i że są w stanie zrobić wszystko, by je zdobyć. Oliwy do ognia dolał Nico Rosberg, który w dość kontrowersyjny sposób wygrał sobotnie kwalifikacje. Za pewne każdy z nas ma swoje zdanie w tej prawie. Jednak tak czy inaczej, decyzją sędziów Rosberg wystartował z pierwszego pola. A konflikt pomiędzy kierowcami spowodował, że walka była jeszcze bardziej pasjonująca. Tak jak dwa tygodnie temu, rywalizacja trwała prawie do samej mety. Na dziesięć okrążeń przed końcem Lewis Hamilton nagle, zaczął znacznie tracić do prowadzącego Rosberga. Okazało się, że kierowca ma problemy z jednym okiem. I właściwie ta pechowa sytuacja zadecydowała o rozstrzygnięciu wyścigu. Przez resztę okrążeń, zamiast gonić Rosberga, Hamilton musiał uciekać przed Riccardo.
Największy pechowiec wyścigu? Do tego miana predysponuje wielu kierowców. Po pierwsze Sebastian Vettel, awaria skrzyni biegów i koniec wyścigu już na pierwszych okrążeniach. Zespół Toro Rosso, gdzie awaria silników wyeliminowała obu kierowców. I wreszcie Kimi Raikkonen. Świetny, zaskakujący wręcz start w wykonaniu Fina i szanse na walkę o podium. Niestety wszystko to zostało zniszczone podczas dublowania jednego z kierowców Marussi. Szkoda tylko, że realizator nie pokazał nam tego incydentu i o wszystkim dowiedzieliśmy się z komunikatu zespołu. Tak więc sami widzicie, że kandydatów jest wielu.
Nas, kibiców najbardziej jednak cieszy chyba fakt, że walka na torze rozgrywała się nie tylko na czele. Fascynujące manewry wyprzedzania mogliśmy podziwiać wśród kierowców środka, a nawet końca stawki. Bitwa rozgrywała się o każdy jeden punkcik. O swoje pierwsze punkty otarł się nawet Caterham. Niestety tym razem się nie udało, ale ja trzymam mocno kciuki za zespół.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała choć w kilku słowach o Fernando Alonso. Przez cały wyścig w zasadzie nie widzieliśmy Hiszpana wcale. I to nie dlatego, że sobie nie radził, albo że nie potrafi walczyć. Po prostu bolid Ferrari w tym sezonie totalnie nie jest konkurencyjny. To czwarte miejsce w Monako jest tylko i wyłącznie zasługą cierpliwości i wytrwałości Alonso. Żaden w tym sukces zespołu.













